W spokojnym kraju, gdzie ludzie żyli w harmonii, w małym miasteczku, w pokoju sześcioletniej Adrianny, pewnego wieczoru na parapecie usiadła czarna wrona. Jej złowrogie oczy lśniły w blasku księżyca, lecz nikt nie dostrzegł w niej zagrożenia – ot, zwykły ptak. Matka Adrianny, Maria, spała niespokojnie, dręczona niejasnym niepokojem. W środku nocy nawiedził ją sen: jej zmarły ojciec, z twarzą wykrzywioną bólem, szeptał: „Obudź się!”. Jego głos brzmiał jak ostrzeżenie przed nadciągającą grozą. Nagle ciszę domu przerwał przeraźliwy krzyk Adrianny. Maria zerwała się z łóżka, ale pokój córki ział pustką. Okno stało otworem, a w powietrzu unosiła się grobowa cisza.
Drżącymi rękami Maria chwyciła telefon i wezwała policję. Głos funkcjonariusza po drugiej stronie brzmiał posępnie: „To nie pierwszy taki przypadek. Po miastach i wioskach grasują bandy zombie, a czarne wrony im pomagają. Porywają dzieci, kradną samochody”. Dodał, że wrony nie są zwykłymi ptakami – rzucają ognistymi kulami, podpalając domy, po czym same giną w płomieniach, jakby były narzędziami mrocznej siły. Ta siła rzuciła na mieszkańców klątwę, pogrążając ich w głębokim, nienaturalnym śnie.
Na ulicach miasteczka pojawiły się anioły, ich skrzydła lśniły delikatnym, eterycznym blaskiem. Ich dotyk przywracał życie tym, którzy padli ofiarą chaosu, lecz większość mieszkańców pozostawała uśpiona, nieświadoma grozy, która ogarniała ich domy. Białe orły, wierni sprzymierzeńcy miasta, toczyły heroiczną walkę z armią zombie, dowodzoną przez fanatycznych wyznawców mroku. Ich szeregi jednak topniały pod naporem wrogów, a wrony siały zniszczenie deszczem ognistych kul.
Maria, odporna na klątwę, biegła przez opustoszałe ulice, kierowana matczynym instynktem. W oddali majaczyły ruiny starego kościoła, gdzie – jak szeptano – zombie więziły porwane dzieci. Białe orły rzucały się na wyznawców mroku, ich skrzydła cięły powietrze niczym ostrza, lecz wrony odpowiadały niszczycielskim ogniem. Uśpieni mieszkańcy nie widzieli chaosu, który pochłaniał ich miasteczko.
Maria dotarła do kościoła, jej serce tłukło się w piersi. Przebiła się przez mrok i weszła do środka, lecz Adrianny tam nie było. Przerażona osunęła się na zimną posadzkę, czując, jak nadzieja ją opuszcza. Orły, choć nieliczne, walczyły z całych sił, ich światło słabło jednak pod naporem wszechogarniającej ciemności. Maria podniosła się, zdeterminowana, by walczyć o córkę. Czy zdoła odnaleźć Adriannę? Czy mieszkańcy przebudzą się na czas, by stawić czoła grozie, czy mrok pochłonie ich wszystkich?